niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 7...

"Nie chcę Ci powiedzieć,
Lecz powinieneś wiedzieć,
Że to co miało miejsce,
Całkiem zraniło mi serce..."
~KK~

***

Maciej

Eh... No dobra, nie ma problemu...
Jeanette wstała szybko i poszła poszła otworzyć drzwi. Starałem się jakoś ogarnąć i nie myśleć o tym, co było przed chwilą... No, ale co? Mam się zachowywać, jakby się nic nie stało? A może nie?
Słyszałem, jak otwierają się drzwi, a zaraz potem usłyszałem głos Kuby. Nie wiem, czy jakaś sekunda upłynęła, a już byli w salonie. Ukradkiem widziałem wzrok brata... Hm... Był zły, czy może powstrzymuje się, żeby na mój widok nie parsknąć śmiechem? Pewnie to drugie... Bardziej prawdopodobne.
- Oj, bracie, bracie... - pokiwał ze zrezygnowaniem głową, kiedy zostaliśmy sami. Jeanette poszła pewnie do kuchni.
- Jednak trafiłeś? - chciałem zmienić temat, mimo, że jeszcze żadnego tak właściwie nie zaczęliśmy. No i co teraz?
- Trafiłem... - spojrzał na mnie krzywo. - To może mi opowiesz co tu się działo? - zaczął ruszać brwiami.
- Eh... Nic się nie stało. Nic... Rozumiesz? - akcentowałem wyraźnie każde słowo, żeby do niego dotarło.
- Haha... Dobra, rozumiem, opowiesz mi po drodze. - uśmiechnął się z siebie zadowolony. Czyli jednak nie dotarło.
Stwierdziłem, że nie będę się już wysilał o dalsze tłumaczenia i po prostu się już nie odzywałem. A przynajmniej nie do czasu, kiedy Jeanette nie przyszła. Usiadła na fotelu naprzeciwko mnie i Kuby.
- Mam nadzieję, że kiciuś był grzeczny. - zaśmiał się Jakub. Skarciłem go wzrokiem.
- Nie było żadnego problemu. - chociaż jedyna normalna... Eh...
- No, no, no... Bracie... Musimy się już zbierać powoli. Niestety na nas już czas, wybacz kochana... Ale wpadniemy jeszcze kiedy. - widziałem z boku, jak mój brat wstaje i obejmuje Jeanette. Poczułem dziwne ukłucie... Ale nie, to niemożliwe. - Idziesz? - zawrócił się z powrotem do mnie. - Muszę cię odholować do domu. Rodzice się o ciebie martwili. - tak, na pewno. A jak wyjeżdżam na zawody i nie ma mnie w domu czasem i całe tygodnie, to nawet nie zauważą. Nic nowego, po prostu rutyna. Zaczynam powoli wątpić, czy kiedykolwiek później moje życie będzie wyglądało inaczej... Cóż, może dopiero, jak będę na emeryturze. O ile dożyje...
- Dobrze, dobrze... Nic im nie będzie. - odparłem i spojrzałem na dziewczynę. Miała lekko zaróżowione policzki, tak jak to było wtedy, kiedy... No właśnie.
- Chodź, Kocie... - Kuba chwycił mnie pod ramię i odwrócił jeszcze w stronę Jeanette. Ukłonił się delikatnie. - Do zobaczenia. - uśmiechnął się. Bajerant jeden...
- Na razie, chłopaki... - nieśmiało powiedziała, także unosząc lekko kąciki ust ku górze.


Michael

- Nie zrozumiem ich... Przecież na kilometr widać, że się zabujali! - powiedziałem, kiedy szliśmy z powrotem w stronę samochodu.
- Ale to jest i Jeanette i Maciej... Tego tak łatwo nie da się pojąć... - dodała Jacqueline.
Pokiwałem tylko głową. Nie... Nie rozumiem i chyba nigdy tego nie zrozumiem. Spojrzałem na dziewczynę, jak zawsze, wyglądała zjawiskowo. Odkąd tylko ją poznałem, wiedziałem, że jest wartościową osobą. I nie pomyliłem się. Chcę, aby zawsze znaczyła w moim życiu tak wiele. Otworzyłem przed nią drzwi, po chwili sam już znalazłem się w środku.
Jechaliśmy dość długo, szczerze, to sam chyba nawet nie wiem gdzie. Błądziliśmy po mieście, jeździliśmy w kółko, ale ani mnie, ani Jacqueline to nie przeszkadzało. Cieszyliśmy się swoją obecnością, tym, że możemy wspólnie spędzić czas. Pragnąłem takich chwil wiele, jednak nie łatwo było pogodzić to wszystko...
Nasze życia, takie różne, jak ogień i woda, a jednak tak podobne, jak tej wody dwie kropelki. Zastanawiałem się, co tak naprawdę jest teraz ważne... Zawsze, jako pierwsza przychodziła mi jedna, ta sama odpowiedź. Jacqueline. To ona była najważniejsza w moim życiu, od tego pamiętnego dnia, odmieniła całkiem mój żywot...
Dojechaliśmy pod jeden z drewnianych domów, tych znajomych domów, gdzie w kominku zarzył się ogień, a ciepło przyciągało cię jak magnes. Eh... Czemu tak pięknie, jak jest tam w środku nie może być zawsze?
Weszliśmy do środka, lecz ku naszym zdziwieniom, Macieja już nie było. Jeanette siedziała na kanapie i porządkowała stosy kartek, zapełnionych nutami. Hm... Czarna magia. Podziwiam ją, że potrafi grać i w ogóle... Kiedy stanęliśmy w salonie, podniosła głowę i spojrzała na nas.
- O, jesteście. - uśmiechnęła się.
Jacqueline chyba tak samo jak ja wcześniej, zwróciła uwagę na to, że Kot gdzieś zniknął, ponieważ ukradkiem rozglądała się po pomieszczeniu. Nagle w czterech ścianach rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Brunetka spojrzała na wyświetlacz i przyciągnęła palcem po ekranie, odrzucając połączenie.
- Wiecie... Musiałabym na chwilę iść, coś załatwić... - powiedziała lekko zdenerwowana. Jej przyjaciółka, jakby od razu wyczuła, że coś się kroi.
- Co się stało? - jej głos przybrał zmartwiony ton.
- Nic... Muszę się trochę przewietrzyć. - odpowiedziała i wyprostowała nogi w kolanach.
- No dobrze... Idź. Popilnujemy ci domu. - powiedziała, dodając dziewczynie trochę otuchy.
Ta uśmiechnęła się lekko i oznajmiła, że wróci za około godzinę... W ręku trzymała swój notes.
Hm... Godzinę...

Nie czekałem chwili, zbliżyłem się łapczywie do jej chłodnych, delikatnych ust. Poczułem zziębniętą rękę na policzku, zadrżałem pod jej dotykiem... Była taka delikatna i subtelna... Łaknąłem jej coraz więcej...


Jeanette

Zdziwiłam się, że Maciej ma mój notes... Myślałam, że po prostu gdzieś przepadł. Jednak nie. Kiedy Koty już pojechały, chciałam go odłożyć, a w tym momencie wyleciała z niego kartka wielkości okładki. Schyliłam się, żeby podnieść ją z podłogi, na odwrocie był wykaligrafowany napis...

Jakby co, to dzwoń... :)
Maciej

I numer telefonu. Nie wiem czemu, ale uśmiechnęłam się trochę. Nagle usłyszałam, jak drzwi się otwierają, a potem, jak Michael i Jacqueline śmieją się w najlepsze. Starałam się zachować powagę, jednak... Nie mogłam.
Chwilę później usłyszałam dźwięk mojej komórki. Na wyświetlaczu widniał dobrze znany mi numer... Osoby, której znać nie chce, a może nawet i nie powinnam. Mimo upływu tylu lat, te cyferki, tworzące jego numer telefonu wciąż układają się w jeden ciąg. Dlaczego? Przecież powinnam je już dawno zapomnieć... Odrzuciłam połączenie. Nie chcę, żeby mój żywot wrócił do przeszłych wydarzeń. Nic z tamtego czasu nie może wrócić...
Postanowiłam trochę się przewietrzyć, jednak Jacqueline nie oszukam. Ona zna mnie chyba bardziej, niż ja sama znam siebie i tak było odkąd się tylko poznałyśmy. Dobrze, że jednak puściła mnie bez wyjaśnień, z resztą i tak się nie wymagam od przesłuchania.
Szłam oświetlonymi ulicami Zakopanego, śnieg ciągle prószył. Z jednej strony myślałam o tym, kto dzwonił, z drugiej o Maćku... A z trzeciej ciągle byłam duchem u boku dziadka. On był nieodłączną częścią mnie, z nim przeżywałam pierwsze sukcesy i porażki w życiu. Jeszcze zanim poznałam Vincenta. Dziadek był wielką osobą, która zawsze była i będzie dla mnie wielkim autorytetem. Jednak... Obiecałam mu, że przy nim będę, jeśli na niego przyjdzie czas.
I tej obietnicy dotrzymam.
Z rozmyślań wyrwało mnie ponowne dzwonienie mojego telefonu... Spojrzałam szybko na wyświetlacz, analizując, czy to aby nie ten sam numer, co wcześniej. Ulżyło mi, kiedy jednak był to braciszek.
- Salut, moi soeur! - odezwał się po drugiej stronie.
- Salut Vincent...
- Coś się stało? - eh... Myślałam, że uda mi się zatuszować smutny ton.
- Non... Nic... - nie jestem dobrą aktorką. A on umie wyczuć każde zająknięcie w moim głosie.
- Jesteś pewna? - znów to samo pytanie... Dlaczego ciągle wszyscy mnie nim nękają?
- Tak jestem, braciszku. - starałam się zaśmiać, ale na nic mi to było. - A czemu dzwonisz?
- Chciałem zobaczyć co u ciebie słychać. Wiesz... Może uda mi się przyjechać na twój koncert.
Na mojej twarzy pojawił się mimowolnie uśmiech. Chciałam, żeby Vincent tam był, nie dlatego, że chciałam się przed nim popisać, czy coś w tym stylu. Chciałam, bo dzięki niemu nie odczuwałam takiego stresu, który mimo wszystko ciążył.
Już chciałam coś powiedzieć, kiedy nagle przed sobą zauważyłam znajomą postać. Stanęłam, jak wryta, stopy wrosły mi w chodnik. Nie patrzył w moją stronę... Otrząsnęłam się, odwróciłam prędko na pięcie i szybkim, zdecydowanym krokiem skierowałam się w stronę domu... Nawet nie zauważyłam, kiedy się rozłączyłam, nie kończąc nawet rozmowy z bratem...


Maciej

Jechałem z Kubą, ale nie za często zdarzało mi się odezwać. Eh, co on chciał ode mnie wyciągnąć? Wolę nie wiedzieć.
- Możesz mnie zawieść do Janka? - zapytałem, gdy wyjeżdżaliśmy z Zakopanego.
- No dobrze. Odebrać cię potem? - hm, skąd wiedziałem, że o to zapyta?
- Nie... Najwyżej poproszę Janka, albo pojadę autobusem... - wyruszyłem ramionami.
- Albo przyjadę do ciebie, bo jeszcze wrócisz z powrotem do Jeanette. - zaśmiał się.
- Haha. Bardzo śmieszne. - sarkazm w najgorszym wydaniu...
Nim się obejrzałem, staliśmy już pod domem Janka i Wiwi.


Jacqueline

Obróciłam się na drugi bok, wtem ujrzałam jego śmiejące się oczy. Te piękne, barwne tęczówki... Poczułam jego delikatne usta na swoich wargach. Zadrżałam pod jego dotykiem.
- Pójdę po coś do picia. - powiedziałam wstając z łóżka. Michael odprowadził mnie wzrokiem, uśmiechając się.
Zeszłam na dół po schodach, kiedy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Po sekundzie, zobaczyłam na kanapie trzęsącą się Jeanette. Zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia. Chwilę później usłyszałam cichy szloch.
- Coś się stało? - zapytałam. Martwiłam się o nią.
- Jacqueline... Il est retourné... On tu jest... - od razu zrozumiałam o kogo chodzi. Załamujący się głos mojej przyjaciółki sprawił, że wróciłam do tamtych czasów...
A on powrócił...


~~~


Salut, moi soeur! - /salu mła ser/ - cześć siostrzyczko!
Salut - /salu/ - cześć
Non - /no/ - nie
Il est retourné - /il es return/ - on powrócił



***



Witam :)
Eh... Znowu, kolejny już raz nawaliłam... Wybaczcie... :(
Do Was również wpadam, kiedy tylko znajdę chwilę, obiecuję...
Jednak... Ostatnimi czasy bardzo dużo zawaliło mi się na głowę... Chyba najbardziej wyczerpujące są te co chwilowe koncerty i konkursy... No, ale cóż... Takie życie...


Chciałabym Wam to jednak jakoś wynagrodzić :)
Niespodzianka ;)
Zapraszam na prolog :*
Mam nadzieję, że zechcecie chociaż zajrzeć ;)


Stwierdziłam, że rozdziały i tu i tam będą się pojawiały co dwa tygodnie :) wybaczcie, że tak rzadko... Ale przez dwa tygodnie na pewno się wyrobię :)

Mam nadzieję, że niespodzianka się choć trochę spodobała :)
No to co...?
Do napisania za dwa tygodnie ;)
Miłego ;)

Komentujesz... = Motywujesz... ❤

13 komentarzy:

  1. Hej Kochana :*
    Wiesz, ostatnio pisałam, że lepiej pozwolić komuś odejść (chodzi o dziadka), ale teraz, od piątku, sama nie wiem. Moja babcia zmarła i nie chcę, żeby i dziadek Jeanette odchodził. Wiem jak paskudne uczucia temu towarzyszą. :(
    Co do rozdziału: cud <3
    Maciek zazdrosny nanana :D Szkoda, że nie doszło do tego buziaka. W ogóle wiedziałam, że to będzie Kuba. Tak czułam!
    "- Albo przyjadę do ciebie, bo jeszcze wrócisz z powrotem do Jeanette. - zaśmiał się." Ekhm hahahah :D No tyle powiem :D
    Buziaki kochana :*
    PS: Niespodzianka bardzo się podoba! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem ;)
    Cieszę się Kochana, że jesteś! Rozdział u Ciebie zawsze jest super! :)
    Przeczuwam, że chyba zacznie nam się rywalizacja pomiędzy braćmi.. czyżby Kuba również coś poczuł do Jeanette?
    Nie wiem jednak jak na to zareaguje, bo przecież on jest mój <3
    Niespodzianka super, zaraz się przenoszę przeczytać prolog ;)
    Buziaki Kochana :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się :)
    Rozdział cudowny! Ja nie wiem, jak ty to robisz, ale naprawdę, wszystko tak przyjemnie się czyta, że aż chce się więcej :3
    Kurczę, strasznie mi szkoda Jeanette, znalazła się w trudnej sytuacji. Zbliżająca się śmierć bliskiej osoby jest chyba najokropniejszym uczuciem, jaki może człowiekowi towarzyszyć...
    Kuba, no proszę, rozszalał nam się chłopak :D Czyżby też coś poczuł do naszej bohaterki? Bo tak jakoś się na to zapowiada... ^^
    Czekam na kolejne! I niespodzianka bardzo udana :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. No to jestem ^^.
    Rozdział standardowo (w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu) perfekcyjny... chociaż nie podoba mi się to, że na Jeanette zrzuciło się tyle problemów na raz. Jednak jak to w życiu... raz jest gorzej, raz lepiej... i...
    Czyżby Kotki dwa interesowały się Jeanette? Oj, coś czuję, że będzie się działo ^^.
    Czekam na następny ;*

    Buziaki,
    British Lady ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam za moją długą nieobecność na Twoim blogu, ale teraz jest serio ciężko ze wszystkim.
    Wracając do tematu.
    Rozdział jak zawsze na poziomie, także do niczego nie mogę się przyczepić. Chociaż jednak... Gdyby ten buziak doszedł do skutku wcale bym się nie obraziła :'D Czytając fragment o dziadku Jeanette było mi tak cholernie smutno. Pewnie następnym razem się poryczę.
    Za drugi blog zajrzę w niedługim czasie, żeby przeczytać prolog.
    Weny :* ^.^

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej!
    Jestem, tak jak obiecałam.
    Rozdział cudowny, tak jak poprzednie, których niestety nie mogłam skomentować.
    Szkoda mi Jeanette. Widać, że jest zżyta ze swoim dziadkiem i nie chce żeby ją opuszczał.
    Kim jest ta tajemnicza postać? Jestem niezmiernie ciekawa co wydarzy się w kolejnych rozdziałach.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i weny życzę.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne, dopiero dziś tutaj zagościłam ale stwierdziłam, że zostaję:) przy okazji zapraszam do siebie: http://ifindyourself.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejcia! ;*
    Jeanette... Strasznie mi jej szkoda... Łączy ją z dziadkiem niesamowita więź. Taka piękna, niepowtarzalna.♥
    Druga sprawa... Okrutna jesteś. ;c Miał być buziak, nie ma go. ;c Tak blisko, a... tak daleko.
    Ale... Cóż tu się dzieje?! ;o Bracia zainteresowali się naszą Jeanette. ;o Będzie ciekawie!
    Buźka. ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,hej :*
    No,No,No...Maciuś się zakochał! Maciuś się zakochał! :D
    Jednak martwi i dziwi mnie zachowanie Kuby...Niby brata "wspiera" ale zachowuje sie tak jakby chciał mu ją "odbić". Nie umiem ubrać tego w ładne słowa. Michi i Jacqueline xd. Zawsze wiedzą kiedy wejść :D Słodcy są :*
    Nie moge doczekać sie kolejnej części :*
    Weny życzę :3
    Buźka :*
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
  10. W końcu do Ciebie dotarłam :-) (Za spóźnienie przepraszam.)
    Rozdział jak zwykle u Ciebie cudo.
    No to kochana co do wspomnianego wyżej rozdziału :
    1.Widzę, że nasz kochany Maciuś się zakochał.
    2.Bardzo szkoda mi Jeanette...
    3.Kuba, Kuba i jeszcze raz Kuba albo mi się wydaje albo coś z nim jest po prostu nie tak. Ale nie wiem może to tylko moja chora wyobraźnia.
    No i 4. Jacqueline i Michael rozwalają system. Jak to się mówi poczucie czasu to oni mają powalające.
    _
    Pozdrawiam Cię gorąco. Życzę mnóstwo weny i oczywiście z niecierpliwością czekam na kolejną część i tu i na drugim blogu.
    Jeszcze raz gorąco Cię pozdrawiam i zapraszam w wolnej chwili do mnie.
    Buziaki. ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem! ;* Wybacz! Wybacz! Wybacz! :(
    Cóż... Rozdział jest fenomenalny! ♥
    Troszkę denerwuje mnie Kuba... Wydaje mi się, że Kubie podoba się Jeanette... Bynajmniej to idzie wywnioskować z jego zachowania. Na miejscu naszego Kocurka raczej bym uważała... Niby brat bratu bratem, ale nie byłaby tego tak w 100% pewna w tej sytuacji. :/ Tym bardziej, że Maciej jest zakochany. Nie chciałabym, żeby miał złamane serduszko, bo bardzo go luubię!
    Jacqueline i Michi... Matko! :D Kocham, kocham, kooocham ich! :D Ahaha xD
    Już boję się myśleć, co wymyśliłaś w kolejnych rozdziałach! :)
    Buziaki! ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem :)
    Przepraszam, że dopiero dziś, ale niestety musiałam ogarnąć wszystkie sprawy :/
    Rozdział? CUDO!
    Michael mnie jak zawsze rozśmiesza :D Jego teksty - no mistrzostwo. Tak to tylko on umie i za to go uwielbiam!
    Razem z Jacqueline tworzą naprawdę zgraną parę!
    Ale w tym wszystkim mają rację! Maciek i Jeanette wpadli oboje i czym prędzej to sobie uświadomią tym lepiej dla nich :)
    Jestem ciekawa następnych!
    Więc muszę cierpliwie czekać ;)
    Weny i buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz :)