piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 5...


"Nie jestem pewien uczucia,
Nie wiem, co dalej mam robić.
Ty jesteś wspaniała,
Ja beznadziejny,
Po czym poznać mam sekret miłości?"
~KK~



***

Maciej

   Wszedłem do niewielkiego pomieszczenia, na którego środku mieściła się beżowa kanapa z poduszkami w poszewkach z góralskimi motywami, a przed nią mały dywan. Obok niego na szklanym stoliku stał nie za duży telewizor, można by powiedzieć, że taki w sam raz. Po prawej stronie znajdowało się duże okno, z którego widać było góry. Widok był przepiękny. Podłoga była wyłożona drewnianymi panelami, a ściany również były zbudowane z drewna. Lampa, wisząca u sufitu, była poukładana z różnokolorowych szkiełek, które razem tworzyły barwny i ciekawy witraż. W rogu salonu stał niewielki kominek, obok którego właśnie klękała dziewczyna i wkładała do środka kawałki drewna na rozpałkę. Po chwili płomienie ognia zaczęły się ukazywać przez niewielką szybkę.
- Rozgość się. - powiedziała z uśmiechem na ustach. Ten powalający uśmiech... Kurcze, dlaczego ona tak dziwnie na mnie działa?
Odpowiedziałem również lekko się uśmiechając. Odwiesiłem swoją kurtkę na wieszak i podszedłem do szafki z półkami, na której było pełno książek. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem tyle w jednym miejscu, no chyba, że w bibliotece. Nie wiem, jakim cudem te półki jeszcze wytrzymywały ten ciężar. Tuż obok szafki, znajdowało się wejście najprawdopodobniej do kuchni. Widziałem, jak kszątała się po niej, nie zastanawiając się nad żadnym ruchem, robiła wszystko jak automat.
Obejrzałem się za siebie, a tam znajdowały się schody, prowadzące na piętro. Ogółem zdziwiło mnie to, że wszędzie panował niesamowity porządek. Nigdzie nie było ani grama kurzu, wszystko było na swoim miejscu, nic nie było tam, gdzie być nie powinno.
- Café ou thé? - usłyszałem nagle.
- Café. - odpowiedziałem. Już parę sekund później stała przede mną z tacą, na której stały dwa kubki. Uśmiechnęła się delikatnie. Ten powalający uśmiech... Otrząsnąłem się szybko.
Dziewczyna siedziała już na kanapie, a tackę położyła na stole. Ruchem ręki przywołała mnie do siebie. Usiadłem tuż obok. Ująłem ciepły kubek z parującą cieczą i upiłem trochę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio piłem taką dobrą kawę.
- Maciej Kot, tak? - zapytała. Jednak mnie znała.
- Tak. A ty...? - kurcze, jak ona się nazywała...
- Jeanette. - kąciki jej ust uniosły się lekko do góry. Wyciągnęła w moim kierunku rękę. Odwzajemniłem gest.
- Miło poznać. - ja również mimowolnie się uśmiechnąłem.
Patrzyłem jej prosto w oczy, te duże, zielone oczy, które wyrażały wszystkie panujące dookoła emocje. Po chwili odwróciła szybko wzrok. W tym momencie mój telefon zaczął dzwonić. Odebrałem...
- Tak?
- Maciek, gdzie jesteś? Miałeś dzisiaj przyjechać do Wiwi... Przecież wiesz. - pewnie... A czego ja się spodziewałem? Że święty Mikołaj zadzwoni? Uhm, na pewno.
- Spokojnie kolego... Słuchaj, ja bardzo przepraszam, ale mój samochód odmówił posłuszeństwa...
- Aha... Spokojnie. Czyli zatrzymasz się u Kamila? - zapytał Janek.
- No nie zupełnie... - miałem nadzieję, że Jeanette nie słyszy, co mówi Janek...
- U, czekaj... Niech zgadnę, jesteś u naszej Jeanette?! - krzyknął. Miałem wrażenie, że wszyscy o wszystkim wiedzą, tylko nie ja.
- Tak... A u was pojawię się jutro.
- Uuu... Szykuje się piękna noc... - oby ona tego nie słyszała...
- Nie myśl sobie...
- Dobra, dobra, już ja swoje wiem! Do jutra, na razie. - pożegnał się szybko i rozłączył.
Spojrzałem na Jeanette, która właśnie dopijała kawę. Odwróciła twarz w moim kierunku. Zaczął do mnie docierać zapach jakby pieczonego ciasta... Dziewczyna porwała się szybko z kanapy i poszła zdecydowanym krokiem w stronę kuchni. Po chwili wróciła z talerzem, na którym ułożone były miniaturowe croissanciki. Wyglądały i pachniały identycznie, jak tamte, które były u Michaela. A smakowały?
- Myślałam, że może chciałbyś coś zjeść... - powiedziała niepewnie, podając mi talerz z wypiekami. Wziąłem jednego i ugryzłem kawałek. Niebo w gębie... Rozmarzyłem się...
- Pyszne. - powiedziałem szczerze. Smakowały dokładnie tak samo, jak tamte. Czyli... Ona tam musiała być... Czyli... Wszyscy ją znali...
- Je suis content... - odpowiedziała.
- Zadzwonię do Kuby... Eh... Ktoś musi mnie jutro odholować do domu... - nie! Nie musi... Chciałbym tu zostać...
Uśmiechnęła się tylko delikatnie w odpowiedzi.
- Halo? - odezwał się zaspany braciszek.
- Kuba... Słuchaj... Mógłbyś jutro po mnie przyjechać do Zakopanego...? - zapytałem niepewnie.
- Spokojnie, Macieju. Jesteś u Kamila?
- Nie...
- A, rozumiem! Dobra, to ja już wam nie przeszkadzam. - słychać było, jak zaczął cicho się śmiać.
- Ha ha, bardzo śmieszne.
- Miłej nocy!
Rozłączyłem się.
Spojrzałem na nią, przyjrzałem się jej dokładniej. Jej twarz była delikatna, głębokie spojrzenie, miałem wrażenie, że przeszywa mnie na wylot. Kiedy lekko się uśmiechała, robiły się małe, słodkie dołeczki. Lekko zaróżowione policzki i usta w kształcie elipsy. Długie włosy, które w każdym świetle przybierały inny ciepły, bądź zimny odcień. Nosiła je rozpuszczone, zawsze, nawet wtedy, kiedy widziałem ją na zawodach. Sięgały jej praktycznie do połowy ud, a nawet mógłbym powiedzieć, że do samych kolan. Jej czoło przykrywała świeżo ścięta na bok grzywka. W tym świetle jej włosy wydawały się być w odcieniu ciemnego karmelu. Siedziała tuż obok mnie, z podkurczonymi nogami, które były szczupłe prawie tak, jak dwa patyki. W ogóle całą jej sylwetka była chuda... Ale to wszystko dodawało jej uroku.
Nasza rozmowa dla kogoś stojącego z boku musiała wyglądać okropnie śmiesznie. Pojedyncze odzywki, pytania i krótkie odpowiedzi... Ale jednak było w tej dziewczynie coś... Intrygującego. Nie umiem tego w racjonalny sposób wyjaśnić.

Halo! Maciek! Ogarnij się!!!

Moje sumienie...



Jeanette

Nie chcę wyjść na idiotkę, więc boję się odezwać. On ma w sobie coś dziwnego, sama do końca nie wiem, co to takiego, ale jestem pewna, że nigdy wcześniej czegoś takiego w nikim nie widziałam.
Sympatyczny, miły, odważny, dobrze skacze... Ładny... Bardzo...

Dobra, Jeanette, myśl racjonalnie!

- Merci... - odezwałam się nagle ni z tego ni z owego.
- Za co? - wydawał się być bardzo zdziwiony.
- Za to, że mnie uratowałeś... Ale przecież nie musiałeś.
- Je devais. - powiedział stanowczo wlepiając wzrok w podłogę. - A... Bo chciałem cię o coś zapytać, ale proszę, nie obrażaj się na mnie... Jak nie chcesz, to po prostu nie mów. - skinęłam głową na znak, że rozumiem. - Czemu płakałaś?
No tak, wiedziałam, że zwrócił na to uwagę, przecież co innego mógłby mówić w taki sposób?

"Jeanette! Je t'aime!"

Nie... Przecież to niemożliwe.

Nie rób sobie nadziei. Przecież pamiętasz, co mówiłaś. Z resztą...

Tak wiem, kto mógłby być w stanie choćby polubić taką dziwną osobę, jaką jestem?

Może ktoś się kiedyś znajdzie?

Przed chwilą miałam sobie nie robić nadziei!!! Décider à la fin!

Ty chyba naprawdę musisz trochę odsapnąć. Kłócisz się,  z własnym sumieniem.

Znowu masz rację...
- Mam chorego dziadka. Mama do mnie dzwoniła, że z nim nie jest już najlepiej. Ja jednak mimo, że nie ma mnie koło niego, nie wyobrażam sobie, żeby mogło go zabraknąć... - mówiłam, a moja twarz była jak z kamienia. - Ale... On umiera, a ja chcę na to coś poradzić. On nie może odejść, nie teraz... Nie... - nie wiem, czy wyraz mojej twarzy się zmienił. Zamiast tego głos po prostu zaczął mi się łamać. Zwykle emocje, które starałam się przy wszystkich hamować, aby ich nie wiedzieli... Nie wiem, przy Maćku płaczę już po raz drugi. Łzy wpłynęły mi strumieniem. Czego w tym momencie pragnęłam? Może...

Nie ukrywaj. Chcesz, aby cię przytulił.

Nie... Nie wiem. Nie jestem pewna.

Jesteś. Nie udawaj, nie pamiętam, żebyś kiedykolwiek wcześniej uroniła tyle łez. Nie chciałaś tego w obecności rodziny, przyjaciół, nie chciałaś tego nawet, kiedy wiesz, co się tyle lat temu stało... Nie chciałaś się przyznawać do swoich emocji nawet, gdy byłaś sam na sam ze sobą, zamknięta w pustym pomieszczeniu. Nigdy nie byłaś w stanie wyrzucić emocji na wierzch... Ale przy Maćku nie...

Pomóż mi otrzeć łzy...
Nawet nie wiem, kiedy to się stało... Ale jakoś, gdy wytarłam ostatnią kroplę, zauważyłam, że... Siedzę w kocich objęciach...



Jacqueline

- Gdzie jedziemy? - zapytałam chłopaka, kiedy wchodziliśmy do samochodu.
- A czy to ważne? - nie lubię, jak odpowiada pytaniem, na pytanie.
- No powiedz... - zaczęłam błagać.
- No to niech ci będzie. Jedziemy do Janka. Może być?
Ostatnie dni, które spędzamy jeszcze w Polsce, trzeba poświęcić na odwiedzenie znajomych. Dzisiaj Janek... A jutro z samego rana pojedziemy do kochanej Jeanette. Ciekawe jak jej się wiedzie. Chciałabym być obecna na jej koncercie.
- Wujek Michael! - mała Wiwiana powitała nas, zanim jeszcze Janek zdążył do końca uchylić drzwi. Hayboeck porwał małą w objęcia i uśmiechnął się przyjaźnie do niej. - Jacqueline!
Przejechałam ręką po delikatnych włosach dziewczynki.
- Mała, co ci mówiłem? Ciocia Jacqueline. - Janek pokręcił głową.
- Spokojnie. Może mi przecież mówić Jacqueline. - mrugnęłam do niego, na co Ziobro uśmiechnął się lekko.
- Bo jeszcze będę zazdrosny! - Michi szturchnął mnie lekko w ramię, na co wszyscy zaczęliśmy się śmiać.

- No to opowiadajcie, co tam u was słychać. - zaczął Jaś, kiedy już siedzieliśmy w salonie przy gorącej kawie i herbacie.
- No więc... Myśleliśmy o tym, aby pojechać na następny konkurs, wiesz, jakie to ambitne plany, potem możemy urządzić urodziny Jeanette, wyjechać na małe wakacje... - Michael zaczął wyliczać na palcach. Ale chwila, chwila...
- Jakie wakacje? - krzyknęłam nagle.
- No nasze... - odpowiedział mi promiennie. - No to o niespodziance już wiesz.
- Uuu... Szykuje się romantyczny wyjazd...  - Janek ułożył z palców serce. Pokazałam mu język, Michael wybuchł śmiechem.
- No i mi pomyliliście! Teraz muszę zaczynać od nowa! - Hayboeck udał obrażonego. Wyciągnęłam rękę, chwyciłam go za policzek i przyciągnęłam jego głowę do siebie, całując go delikatnie. - Już wiem, gdzie skończyłem.
Zadowolony z siebie usiadł wygodniej i zaczął mówić dalej, a ja przewróciłam tylko teatralne oczami...


~~~


Café ou thé? - /cafe u te?/ - kawy, czy herbaty?
Je suis content - /że słi kątą/ - cieszę się
Merci - /mersi/ - dziękuję
Je devais - /ży dywe/ - musiałem
Je t'aime - /że tę/ - kocham cię
Décider à la fin - /deside ala fę/ - zdecyduj się w końcu


***



No to witam ;)
Jestem ciekawa, co powiecie... Rozdział... No zawsze mógłby być lepszy :)
Jak na razie niby wszystko jest w porządku... Ale to na razie...
Ale ostateczną ocenę pozostawiam Wam :*

Dziękuję Wam za wszystkie opinie i te krótkie i te długie, wszystkie są ogromną motywacją do dalszego pisania :)

Jak Wam mijają dni?

Skoki coraz bliżej... :D
Do napisania za tydzień, może jeszcze przed konkursem ;)
Miłego weekendu :)

Komentujesz... = Motywujesz... ❤

9 komentarzy:

  1. Jestem! :)
    Rozdział mi się podoba, ale przecież to jasne ;)
    Nie ma narzekania! Nie pozwalam :D
    Ale do rzeczy... ach, słodziutko nam się zrobiło. :)
    Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią nam, że ta dwójka skończy razem :D Musi i to już niedługo. :D
    Maciej jest cudowny, w poprzednim rozdziale był dziwny, ale tu już taki mniej (co nie zmienia faktu, że jest :D).
    Jeanette nie myśl racjonalnie, daj się ponieść emocjom ;)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny! Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :3
    Rozdział genialny :*
    Jeanette chyba jednak sie przełamie ;) Tak mi sie wydaje,że da Maćkowi szansę :)
    No przecież Maćkowi nie da sie odmówić :D
    Czekam na kolejny <3
    Weny :)
    Buziaki :*
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem! Przepraszam że tak późno.
    Rozdział ulala.
    Kinga ty nam tutaj nie marudz bo piszesz świetnie.
    Maciek - no u mnie osobiście procentuje.
    Janette - nie potrafię jej jeszcze rozgryźć ale jest bardzo ciekawą postacią.
    Michael - to po prostu Michael
    Jacquelle - pasuje do Hayboecka.
    Czekam kochana na kolejną odsłonę, kolejny rozdział.
    Pozdrawiam.
    Buziaki.
    Evelina.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem ;)
    I zacznę od tego, czego chyba nikt nawet nie zauważył.. otóż moja Kochana, dziękuję Ci bardzo za Kubę w tym rozdziale! Mój ulubiony polski skoczek, więc aż ciepło na serduchu mi się zrobiło, mogąc chociaż parę zdań z nim przeczytać. Wielkie dzięki! :)
    Kolejny Kociak czyli Maciek zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Taki spokojny, wyrozumiały, zupełnie inaczej niż w rzeczywistości. Ale za to właśnie kochamy opowiadania.
    Tak w ogóle to Maciek zostaje na noc u Jeanette? Albo niedokładnie czytałam, albo nie było wspomnienia o tym. Ale proszę mi wybaczyć pomyłki, dopiero się obudziłam :D
    To będzie chyba najdłuższy tydzień w moim życiu.. ja chcę już konkurs! :)
    Pozdrawiam cieplutko, buźka ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku! *.* Ten rozdział jest taki.. słodki. ♥ No nie mogłam znaleźć innego wyjaśnienie. ^^
    Oj, coś mi się wydaje, że naszą Jeanette ciągnie do tego Kocura. :D I na odwrót. :))
    W tym rozdziale wszscy wydają się tacy szczęśliwi i idealni. No prawie wszyscy, bo jak doskonale wiemy, atmosfera gęstnieje, gdy Jeanette opowiada Maćkowi o swoich problemach..
    Za każdym razem, kiedy słyszę o jej dziadku, o tym, jak ciepło się o nim wypowiada, czuję jej ból..
    Uwielbiam patrzeć (w tym wypadku czytać) na miłość wnuków do dziadków i dziadków do wnuków... Być może dlatego, że trwa ona tak bardzo krótko..
    Nasza bohaterka chciała utonąć objęciach Kota? Chciała. Dopięła swego? Dopięła. ^^ Jestem ciekawa jak to się rozwinie, skoro dosłownie wszyscy mają już na ten temat swoje teorie spiskowe. :))
    A Michi? No, takiego to ja go sobie nie wyobrażałam. :o :D Zakręcony jak "ruski termos" :'D
    Czekam na następny!
    Buziolki! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakie słodkoooooości moje. ♥.♥ Awh. ♥
    Kocham tego typu sceny, mówiłam Ci? :D
    Kotka wyraźnie jakaś siła ciągnie do Jeanette i... vice versa! ;D To mnie cieszy. Przecież każdy zasługuje na chwilę westchnienia przy tej ukochanej osobie. ;D
    Swoją drogą... Ciekawe przedstawienie Michiego tutaj! ;D Jeszcze nigdy go nie widziałam w takiej odsłonie. ;)
    Buźka. ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Melduję się :)
    Kochana... cudo! *.* Ja nie wiem, jak to robisz, ale po prostu aż chce się czekać na nowości. I nawet nie wasz mi się tutaj narzekać. Bo ja nie widzę ani jednego elementu, na który mogłabyś marudzić :)
    A dzisiaj jest słodko i pięknie ♥ I chciałabym, żeby tak zostało wiecznie ^^
    Hmm... coś mi się wydaje, że panna Jeanette da w końcu panu Kotowi szansę. Na pewno się przełamie :) Ciągnie ich do siebie, jak nie wiem co. To po prostu widać.
    A Michi... no cóż, on to jest jeden na milion ^^ Bardzo ciekawie go tutaj nam prezentujesz. Podoba mi się taka wersja! ♥
    Dużo weny i do następnego :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak nam się słodko zrobiło ;3 Jeannette i Maćka ewidentnie coś do siebie ciągnie. To widać ^^.
    Bardzo mi się podobał rozdział. Taki lekki,miły i uroczy. Idealny na odprężenie się pod kocykiem z kubkiem herbaty w dłoni ♡
    Czekam na więcej takich cudów ^^

    Buziaki,
    British Lady ♡

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem :)
    Kochana, z lekkim opóźnieniem. Przepraszam.
    Rozdział cudny! U Ciebie to już norma, więc przyzwyczaj się :)
    Oj zrobiło się gorąco. Rozmowa Maćka i Jeannette niby nie była jakaś niespotykana, ale chyba dało się wyczuć, że coś wisi w powietrzu. Po prostu coś jest na rzeczy i nie ukryją tego. Prędzej, czy później wszystko wyjdzie na jaw :)
    Michi jaki romantyk. Niespodzianka, wyjazd. No uwielbiam go!
    Z niecierpliwością czekam na dalsze losy naszych bohaterów!
    Taak, PŚ nadchodzi, nareszcie <3

    Weny i Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz :)