"Moja mała księżniczka, tak mówili mi,
Kiedy dzień się zbliżał, pełen radości,
Teraz jednak jestem, duchem, albo zjawą,
Z nadzieją, że źle chwile już się nie pojawią... "
~KK~
***
Jeanette
Miałam jedną przyjaciółkę, która charakterem była zupełnie o sto osiemdziesiąt stopni inna niż ja.
A tu jest jeszcze jeden problem. Mam dwie twarze.
Jedna z nich - uosobienie człowieka, towarzysza. Śmiała, wesoła twarz, która była bardzo przyjacielska... Jednak ta niby "dobra" pojawiała się rzadko.
Druga - prawdziwa męka, jeżeli chodzi o uczucia. Ta twarz towarzyszyła mi prawie codziennie, nie schodziła ze światła dziennego. Zero jakichkolwiek emocji, zero jakiegokolwiek uśmiechu, kamienny wyraz twarzy... Wyrażała tylko uczucie smutku i samotności.
Tak, byłam sama, a z czasem przywykłam do panującej w moim życiu samotności. To nie było jak dla mnie nic nowego, po prostu było no i jest nadal. Często zastanawiałam się, czy to może ze mną jest coś nie tak... Jednak doszłam do wniosku, że i tak sama sobie we wszystkim poradzę. Wspierała mnie rodzina, wspierali mnie przyjaciele...
Moje życie, jest okropnie trudne, jeżeli chodzi o dokładne wyjaśnienia. Powiem nawet zupełnie szczerze, że mój żywot usłany różami nie był nigdy.
Zagrałam dwa utwory, a zaraz potem spojrzałam na kalendarz, który wisiał na największej ścianie, obok wejścia. Już niedługo wielki koncert w filharmonii. Nie mogłam się doczekać, czekałam na ten dzień odkąd tylko sięgam pamięcią i teraz po raz, no nie pierwszy, jeśli chodzi o taką rangę, ale jednak będę mogła zagrać razem z innymi uzdolnionymi multiinstrumentalistami.
Zapakowałam instrument do skromnej walizeczki, z którą się nie rozstawałam i schowałam ją do torby. W tym momencie potężny głód, dał mi o sobie znać. Postawiłam, że pójdę do kuchni. Zaglądałam do lodówki, w której stała miska, a w niej sałatka jarzynowa, którą przygotowałam dzień wcześniej. Nałożyłam sobie na talerz porządną porcję i ruszyłam w stronę salonu. Sałatka była pyszna, zrobiona według przepisu mojej babci... Babcia zaginęła niecałe trzy lata temu... Tak po prostu. Wyszła z domu, już nie wracając, nie zostawiając po sobie żadnego śladu.
Żadnego.
A od tamtego czasu dziadek popadł w ogromną depresję. Zachorował ciężko, na coś, czego lekarze nie potrafili zdiagnozować. Z dnia na dzień przestał mówić, patrzył w jedno miejsce, zero jakichkolwiek reakcji, bodźców... Nic. Ale problemy z nim są do dziś...
Siedziałam, jedząc talerz pełen sałatki i nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Kto to mógł być o tej porze? Ano tak... Była dopiero trzecia...
Zostawiłam talerzyk na stole i poszłam otworzyć, może to Jacqueline i Michael znowu zapomnieli kluczy? Spojrzałam przez wizjer, ale ujrzałam tylko noirceur... Przekreciłam klucz w zamku i uchyliłam lekko drzwi. Poczułam, jak małe ciałko śmiejącej się dziewczynki rzuca się mi na szyję. Uśmiechnęłam się, biorąc Wiwi na ręce. Drzwi uchyliły się bardziej, a zza nich wyszedł Janek.
- Hej. Wiwi chciała się z tobą zobaczyć, więc pomyślałem, że wpadniemy... - z jego twarzy chyba nigdy nie schodził uśmiech.
- Ależ proszę, wejdźcie. - powiedziałam, zapraszając gościa do środka. Mając małą na rękach, powoli zamykałam drzwi patrząc na Janka, który zdejmował właśnie kurtkę i siadał na kanapie.
Nagle poczułam, jak drzwi w coś uderzają...
Maciej
Z mieszanym wyrazem twarzy wtargnąłem do środka. Już miałem się wydrzeć na Zioberka, kiedy...
- Pardon... - usłyszałem ciche pisknięcie. To znowu ona, znowu ta dziewczyna.
- Ep... E... Nic się nie stało. - na moment wmurowało mnie w podłogę. Co nie oznacza, że moja złość przeszła, o to, to nie!
- Ale przepraszam... - widziałem zmieszanie na jej twarzy, ale unikałem jej wzroku. Nie chciałem patrzeć jej prosto w oczy.
- Nic się nie stało. - samoistnie podniosłem głos. Zrobiło mi się trochę żal małej Wiwiany, która wtuliła się bardziej w ciało dziewczyny. Skulona patrzyła na swojego kochanego wujaszka, który po raz pierwszy w jej obecności podniósł głos. - Przepraszam...
Usiadłem na kanapę.
Jasiek przyglądał się całej sytuacji z poirytowaniem. Było widać, że nic nie rozumie. Szczerze? Sam też tego nie rozumiałem...
Do wieczora się już nie odezwałem. Słuchałem tylko, jak ona rozmawia z Zioberkiem i Wiwianą, ale nie ze mną. Jak ja mierzyłem ją chłodnym spojrzeniem, ona robiła to samo. Z jednej strony traktowaliśmy siebie jak powietrze. Z drugiej, jak wroga.
A widzieliśmy się po raz drugi...
Założyłem kaptur, obwiązałem się mocniej szalem i szedłem dalej. Czułem, jak małe, zimne świeżynki, lądują na mojej twarzy, po czym topią się, zostawiając mokrą plamkę.
A szedłem tak ulicami, chyba kompletnie bez żadnego celu, bo celu tutaj nie było. Przebierałem nogami bez sensu, podczas gdy w mojej głowie rodziły się dziwne myśli.
Kim jest ta dziewczyna?
To pytanie najbardziej mnie ciekawiło, byłem przekonany, że może podstępem uda mi się wyciągnąć jakieś informacje od Janka, ale na próżno... Chłopak, tak jakby wiedział co się święci. Ale dlaczego ja nie wiedziałem? Nie... Wtedy jeszcze nie wiedziałem.
Przymróżyłem oczy, bo płatki białego śniegu zaczęły sypać się mi prosto w twarz. Niezbyt miłe uczucie, zwłaszcza, kiedy wiesz, że w każdej chwili możesz na coś wpaść. Przetarłem oko ręką i spojrzałem przed siebie. Zauważyłem, jak Michael i Jacqueline właśnie wychodzą z mieszkania Hayboecka.
- O, Maciek! Co ty tutaj robisz? - zapytał wesoły Austriak.
- Idę... Sam nie wiem, gdzie... - odpowiedziałem mrużąc oczy, bo kolejne płaty śniegu lądowały na moich rzęsach.
- To wejdź do nas... Przecież nie będziesz tak marzł na dworze. - Jacquie spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
- Wybaczcie... Ale ja już chyba pójdę. Późno już, a Janek z Kamilem będą się martwić... No wiecie, jak oni. - starałem się być naturalny i ukryć jakoś to, że nie chciałem kolejnego spotkania z tą dziewczyną... A wiedziałem, że na pewno jest w środku...
- No, jak chcesz... - podsumował Michi. - To my lecimy... Do zobaczenia jutro na konkursie. - pomachał mi na pożegnanie i poszli razem trzymając się za ręce.
Odpowiedziałem lekkim uśmiechem. No tak, jutro konkurs...
Jeanette
Trener macha chorągiewką, a ja? Już mknę w dół rozbiegu, później wyjście z progu i daleki lot... Telemark...
Słyszę, jak ludzie się cieszą, czuję, jak moje białe policzki się czerwienią z radości. Cieszyłam się w duchu, no nie można powiedzieć, że nie, ale wolałam raczej nie pokazywać emocji na zewnątrz. Stoicki spokój, to moje "ja". Przybiegł do mnie zadowolony trener, który gratulował mi wygranej w zawodach, na trybunach spostrzegłam Vincenta, Jacqueline i Michaela, skaczących z radości. Następnie pobiegłam szybko się "ogarnąć".
Biegłam na dekorację, w jednej ręce trzymając plecak, w drugiej parę nart... Nagle potknęłam się o pierwszy lepszy kamień, co najśmieszniejsze, jedyny na całej drodze. Plecak poleciał w jedną stronę, narty w drugą.
- Éminemment... - pisnęłam ironicznie. W takim tempie, to ja na pewno nie zdążę...
Pochyliłam się nad nartami, ale w tym momencie zauważyłam, jak ktoś w równym ze mną momencie kładzie na nich rękę... Nasze dłonie się stykały, a mnie przeszedł dreszcz, jakiego nigdy wcześniej nie odczułam. Podniosłam wzrok, napotykając znowu to jego głębokie spojrzenie.
- Merci... - odpowiedziałam szybko, łapiąc jeszcze plecak i pobiegłam przed siebie na dekorację.
Słyszałam za sobą jeszcze głos chłopaka...
- Zapomniałaś...!
Dalej już nie wiem... Słowa zmieszały mi się z wrzawą, która panowała na trybunach...
~~~
tête-à-tête - /teta tet/ sam na sam
noirceur - /nłaser/ ciemność, czerń
pardon - /pardą/ przepraszam, wybacz
trois - /tła/ trzy
deux - /dy/ (z akcentem na "y") dwa
un - /ę/ jeden
zéro - /ziro/ zero
éminemment - /eminemą/ znakomicie
merci - /mersi/ dziękuję
*
ça va? - /sa wa?/ w porządku?
ça va - /sa wa/ jakoś leci, w porządku
salut - /salu/ cześć
***
Witam Was w to zimne niedzielne popołudnie... I strasznie przepraszam za moją długą nieobecność. :( mam nadzieję, że mi wybaczycie...
Rozdział można by rzec, o wszystkim i o niczym ;)
Piszcie, czy ta ilość francuskich słów jest dobra, czy może następnym razem ma być mniej... Wszystko zależy od Was ❤
Co sądzicie? ;)
Ja jak zwykle mogłabym chyba tylko narzekać... No nic na to nie poradzę ;)
Dziękuję Wam za wszystkie dotychczasowe słowa, które motywują, jak nic innego i dodają skrzydeł :)
Życzę Wam miłego weekendu ;)
Komentujesz... = Motywujesz... ❤
Cudo <3
OdpowiedzUsuńTak bym sie chciała rozpisać a nie umiem ;( Mam jakiś gorszy czas jesli chodzi o pisanie i komentowanie :/
Ale cudo to cudo,co tu duzo mowić :*
Czekam na kolejny :3
Buziaki i weny :**
Gabi
Jestem! ;)
OdpowiedzUsuńRozdział genialny, jak zwykle z resztą ;)
Wiwi jest cudowna, ale myślę, że za każdym razem, gdy się pojawi z Jaśkiem to będę tak pisała.
Biedny Maciek, oberwał w głowę drzwiami :D
"Nagle potknęłam się o pierwszy lepszy kamień, co najśmieszniejsze, jedyny na całej drodze." Matko, jakbyś pisała o mnie hahaha :D
Liczba francuskich słów jest idealna według mnie ;)
Czekam z niecierpliwością na czwórkę!
Buziaki i weny życzę :* ♥
Jestem !!!
OdpowiedzUsuńRozdział boski ale jak zawsze u Ciebie kochana. :)
Wiwi i Janek to piękny obrazek. Kochana córeczka, kochany tatuś po prostu cud, miód i malinki.
A akcja z drzwiami, którymi obrywa Maciuś normalnie geniusz. :) (nie kpiąc z Macieja oczywiście)
Może przy okazji czytania Twoich cudownych rozdziałów podłapię odrobinę języka francuskiego ?!?
Już nie mogę doczekać się czwórki.
Pozdrawiam.
Evelina.
Jestem :)
OdpowiedzUsuńKochana moja.. doskonale wiesz, że wszystko jest pięknie i ładnie. Pisać o tym bynajmniej nie muszę :)
Maciek + drzwi = moja wielka głupawka :D Od razu pomyślałam, że taki trochę nieudacznik (oczywiście w opo..)
Jest Michi, jest i uśmiech na mojej twarzy :)
A te francuskie słówka są naprawdę słodkie! Cieszę się, że wpadłaś na taki pomysł, bo wychodzi to genialnie.
Pozdrawiam, buziaki ;**
Melduję się :)
OdpowiedzUsuńKochana, chyba nikt tak dobrze, jak ty, nie potrafi mi poprawić humoru po ciężkim dniu. Dziękuję! ^^
Świetny rozdział, ale to już pewnie sama doskonale wiesz.
Moim zdaniem, te francuskie słowa wprowadzane w tekst, są bardzo fajne. Coś innego niż wszędzie :)
Haha, oj, widzę, że z tymi kamieniami nie jestem sama. Też mam takie koślawe szczęście :D
Czekam na kolejne!
Buziaki :**
Przybyłam :3
OdpowiedzUsuńJeju, biedny Maciek. Nie chwaląc się, bo serio nie ma czym, dzisiaj też dostałam drzwiami. Ale mogłam patrzeć, jak lezę. Z resztą Maciek też. :D
Uwielbiam Michiego w opowiadaniach i nawet jeśli pojawia sie tam na chwilę, to ja zawsze mam taki wyszczerz na twarzy. (nawet jeśli w opowiadaniu gra jakiś 'zły charakter').
Jeśli chodzi o incydent z kamieniem.... Taaaaak :D XD
Fajnie, że wplatasz francuskie słówka. Wątpię, że je zapamiętam (może z czasem, te powtarzające się), ale lubię francuski, także dla mnie jak najbardziej na plus.
A jeśli chodzi o rozpuszczające się na twarzy płatki śniegu, to znam to uczucie, gdyż jakiś tydzień/dwa padął u mnie śnieg :D
Buziaki i weny :*
Jestem :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero dziś.
Kochana, zawsze to powtarzam, ale rozdział jest świetny!
Oj Maciek oberwał w głowę :D Był trochę zły, ale moim zdaniem nie do końca potrafi się gniewać, coś w nim takiego jest :)
Nie za dużo francuskich słówek! Ta ilość mi zdecydowanie odpowiada i podoba mi się, że chociaż trochę mogę je poznać :D
Do następnego!
Weny i buziaki ;***
Zjawiam się także tutaj. ;)
OdpowiedzUsuńDe facto ta historia dopiero się rozkręca, a ja już tak bardzo ją uwielbiam. ♥
Janette gra na klarnecie? Naprawdę? W życiu nie przyszłoby mi to do głowy. :P Spodobał mi się opis tych dwóch twarzy naszej bohaterki. Wydaje mi się, że każdy z nas ma takie dwa oblicza, jednakże nie każdy potrafi to dostrzec. :) Zniknięcie babci? Dziwne... :/ Może się znajdzie? Może poruszysz jeszcze ten wątek?
A kamień? No, troszkę mnie rozbawiłaś. xD
Popieram słowa koleżanek. Te francuskie słowa są suuuper! :D Uczysz się tego języka? :)
Czekam na kolejny! ♥
Buziaki! xxx
Niby to dopiero początek, a już bardzo mi się podoba. Masz świetny styl, a przy okazji czytania mogę nauczyć się kilku francuskich słów. Przyjemne z pożytecznym :D Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSKOKInews.com - Skoki narciarskie - Nasza i Wasza Pasja!
Jestem teraz tutaj. ;))
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że to opowiadanie ma w sobie już taką nutkę wyjątkowości i czegoś, co przyciąga tak, że nie można się oderwać. Tworzysz arcydzieło!
Co z tą babcią? ;/ Powinnam w ogóle zwrócić na to uwagę? No nic, ale zwróciłam i zastanawia mnie to coraz bardziej. :P
Tylko ten francuski. ;-; Pomysł sam w sobie jest świetny, może dodaje realizmu, ale... nie znoszę francuskiego i to po prostu dla mnie męka. hehe Oj, nie masz nawet pojęcia, co ja się namęczyłam czytając "Dziady" cz. III, gdzie kwestie były pisane po francusku. ;-; Ale to tam na mnie nie zwracaj uwagi, realizm i wszystko inne- zachowane.
Oby tak dalej! ;D
Buźka. ;**